Gorce chmurne i dżdżyste, zielone manowce,
Smreki, szałasy kryte sczerniałymi deski,
Piargi, liche kartofle i chude owieski,
Musujące potoki i skubiące owce.

/Leopold Staff/

REMINISCENCJE Z WĘDRÓWEK PO GORCACH I MAŁYCH PIENINACH

Dzień pierwszy – GORC
Ruszamy na zielone manowce… Członkowie Klubu Górskiego „Karpaty” i sympatycy. Wszyscy mają jeden cel – powrócić na szlaki Gorców i Małych Pienin. Szlak wiodący z miejscowości Rzeki ma kolor niebieski i ma doprowadzić nas na jeden z ważniejszych szczytów – Gorc. Pogoda sprzyja wędrówce, obłoki płyną po niebie, coraz to odsłaniając błękitne niebo. Każdy krok dalej to zanurzanie się w oceanie traw, krzewów malin, a także coraz częściej pojawiających się krzaczków borowiny. W miarę nabierania wysokości zaczynamy odczuwać silniejsze podmuchy wiatru, ale nie przeszkadzają nam w podziwianiu otaczającego lasu. Kiedy wychodzimy na polanę tuż pod Gorcem pogoda załamuje się, zaczyna kropić deszcz… Czyżby po raz kolejny Gorc witał nas spowity mgłami?
Niewzruszeni zmienioną pogodą zmierzamy na szczyt. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odsłania się wierzchołek Gorca i w pełnej krasie możemy go podziwiać. Nie jest to szczyt eksponowany, ale zaznaczenie tu naszej obecności zrobieniem pamiątkowego zdjęcia potwierdzi, że tym razem Gorc powitał nas uśmiechniętymi promieniami słońca.
Tuż po zejściu z Gorca niebieskim szlakiem należy odszukać szlak zielony i skręcić nim w lewo, w kierunku najdłuższej w Polsce wsi, Ochotnicy. Ci, którzy zapominają o tym pomaszerują znacznie dalej i dłużej…Zejście z Gorca to raj, przepiękne polany pełne borówek i zachwycających widoków na…Tatry! Szlak jest bardzo marnie oznakowany i łatwo można się zgubić… Nie jest to groźne, gdyż obowiązuje jeden kierunek – w dół do Ochotnicy, zawsze któraś ze ścieżek tam doprowadzi.
Kiedy zbliża się godzina odjazdu stwierdzamy brak pięciu osób. Zrobiło się nerwowo. Na szczęście wszystko dobrze się kończy. To nie wilki ich zjadły. Chwila nieuwagi spowodowała, że poszli dobrym szlakiem, ale w złym kierunku… Kiedy my rozkoszowaliśmy się potrawami w miejscowej karczmie oni wciąż wędrowali… Udajemy się na Przełęcz Knurowską, aby zabrać stamtąd zagubionych na szlaku… Droga, wprawdzie asfaltowa, jest w bardzo złym stanie, a zjazd z Przełęczy to dla dużego autokaru niezły orzech do zgryzienia.
W Jaworkach czeka na nas obiad, kwaterujemy się i oczywiście spotykamy przy ognisku. Dźwięki gitary przenoszą nas w inny wymiar. Płynie w przestrzeń Hymn gorczański i wiele innych, ulubionych turystycznych piosenek. Gościem na ognisku jest kierownik ośrodka, w którym znaleźliśmy nocleg. Interesująco przybliża nam historię regionu i wiele szczegółów dotyczących góralskiego i pasterskiego świata.
Dzień drugi – LUBAŃ
Na dzisiaj zaplanowano przejście pasmem Lubania. Jedni pójdą z Przełęczy Knurowskiej, druga grupa z Przełęczy Snoska. Wszyscy spotkamy się w Krościenku na Dunajcem. Wędrujący od Przełęczy Knurowskaiej mają trasę o dwie godziny dłuższą. Suma podejść w tych dwóch wariantach jest podobna. Wszyscy muszą ciężko pracować, aby wznieść się na szczyt Lubania na wysokość 1225 m npm. Na szczycie wita nas herbata w emaliowanych garnuszkach, naleśniki z powidłem i mili gospodarze letniej bacówki. Nie możemy nadziwić się ilością borówek na krzaczkach. Jest ich znacznie więcej niż liści.. Duża ich cześć wędruje do naszych żołądków. Jest bardzo miło, śpiewamy piosenki z tym regionem związane, a nawet są tacy, co ruszają na trawiasty parkiet podrygując w takt melodii.
Wędrowanie pasmem Lubania dostarcza wielu wrażeń. Na trasie znowu pojawia się ktoś, kto idzie dobrym, czerwonym szlakiem i zmienia kierunek wędrowania. Na szczęście w porę udaje się ten kierunek zmienić na właściwy…W oddali nad Szczawnicą i Jaworkami widzimy wielką ulewę. Dla nas pogoda jest łaskawa. Spotykamy się w Krościenku nad Dunajcem dzieląc się wrażenia z wędrowania, które zajęło ok. 8 godzin. Wracamy na obiad do Jaworek. Wieczór zaczynamy wspólną kolacją w regionalnej karczmie BACÓWKA. Po spożyciu pyszności zaserwowanych przez szefa kuchni część artystyczną zapewniamy sobie sami. Płyną piosenki z repertuaru zespołu Krywań w wykonaniu naszych turystów seniorów. Tego opisać się nie da. To trzeba słyszeć… Atmosfera robi się bardzo sympatyczna, powoli wszyscy włączają się do wspólnego śpiewania. Tak dobrze rozpoczęty wieczór kończymy na tarasie domu noclegowego, przy dźwiękach gitary i również solowych występach naszego kolegi klubowego.

Dzień trzeci – MAŁE PIENINY
Dowolność w wyborze trasy na dzień dzisiejszy sprowadza się do przejścia przez Małe Pieniny do Szczawnicy przez Orlicę.
„Niedo chodzeni” wychodzą wcześnie rano i wędrują przez Wąwóz Homole, Wysoką i idą przez Durbaszkę. Ci, co chcieli dłużej pospać muszą skrócić trasę przejścia i zaczynają wędrować od schroniska pod Durbaszką. Pogoda jest piękna, wiatr suszy spocone plecy, jest urokliwie i wrażenia są cudowne. Podziwiamy panoramę w kierunku północnym i w stronę słowacką w kierunku południowym. Rozpoznajemy poszczególne szczyty co nieco się spierając. Identyfikujemy bezbłędnie Trzy Korony i Lubań. Spory trwają przy innych, niezwykle pomocna jest w takich przypadkach mapa. Jeśli ktoś myślał, że to w pierwszym etapie relaksowe przejście jest takie do końca to się zawiódł…. Końcowy odcinek szlaku to po pierwsze dwa bardzo strome podejścia, co przypomina drabinę, a po drugie z tych malutkich szczytów trzeba zejść oraz na dodatek bardzo karkołomne zejście do schroniska pod Orlicą.
Po wczorajszej ulewie podłoże jest bardzo śliskie, wymaga dużej uwagi bo łatwo o wypadek. Przy schodzeniu bardzo pomocne są drzewa i krzaki, które jak poręcze zjeżdżalni służą do przemieszczania się w dół w miarę bezpiecznie. Schodzimy nad Dunajec w komplecie. Ilość napotykanych tu, w Szczawnicy, ludzi jest przerażająca. Dobrze, że nie wszyscy chodzą po górskich szlakach. Kończy się nasza przygoda z Małymi Pieninami. Czas wracać do domu. Opuszczamy gościnne progi Ośrodka „Wysoka”. Pewnie kiedyś tu wrócimy…

Maria Ogrodnik Grudzień, 2005-09-24