„Z pewnej perspektywy nie ma gór wielkich i małych.
                                                                      To tylko my stoimy wobec gór wielcy lub mali”

                                                                                                                                   /Romano Cornuto/

          Ech!!!   Drodzy przyjaciele. Ani się człek nie oglądnął a minęło, jak z bicza trzasnął 30 lat naszemu Klubowi Górskiemu „Karpaty”. No nie, może nie jak z bicza trzasnął, bo ten bicz to takie nizinne, tylko może jak grom huknął po kamorach turni, jak halny świsnął po halach i kosodrzewinach, jak gar potu  wylanego z  zakamarków ciał wędrowców , mozolnie pnących  się na te różne szczyty prawie wszystkich kontynentów. A może naprawdę wszystkich? Któż to wie? Przecież los  porozrzucał  w różne strony świata naszych dawnych członków Klubu, zerwały się kontakty, ale oni pewnie nadal wędrują po górach. Raz zaszczepiony bakcyl  nie daje się tak łatwo wyrugować z organizmu łazęgi górskiego.
          Powróćmy jednak do krótkiej historii naszego Klubu. Otóż jesienią 1975 r. grupka zapaleńców, założyła przy  Oddziale PTTK- Azoty w Tarnowie Klub Górski „Karpaty”.  Początkowo były kłopoty z nazwą , bo podobno gdzieś już istniał taki klub, ale machnięto na to rękami i tak już pozostało. Założyciele byli doświadczonymi wędrowcami , mieli już w nogach wszystkie góry polskie , no i dostępne wtedy Tatry po słowackiej stronie. O innych górach mogli tylko pomarzyć. Ale, powoli, powoli, zdobywając z różnych źródeł fundusze, pochodzące przede wszystkim z ciężkich prac klubowiczów  przy pracach wysokościowych, „wydzierając” od ówczesnych władz paszporty oraz zezwolenia na wywóz większej ilości reglamentowanej wtedy żywności i z trudem pozyskanego sprzętu, Klub zaczął organizować wyprawy w różne góry świata. Dzisiaj wspomina się te „krwawe boje” z dużą dozą humoru i przysłowiową łezką w oku. Wyjeżdżano w Alpy, Himalaje, Andy, do Meksyku, Peru , Afryki (Kilimandżaro) i gdzie się jeszcze dało. Dziś niestety , tzw. średnia wieku klubowicza została znacznie zawyżona, młodych przybywa niewielu, bo uzyskanie w 1989 r. niepodległości, otworzyło przed nimi nieograniczone w niczym ( no, może tylko finansami) zwiedzanie świata. Wędrują oni indywidualnie lub w małych grupkach. Już nie trzeba być w jakiejś  strukturze organizacyjnej aby uzyskać pozwolenie na wyjazd turystyczny za granice kraju. Od tej pory niewielkie grupki członków Klubu wędrują sobie, a to po Karpatach Wschodnich, a to po Alpach, albo i  po innych górach Europy. Jednak co roku, późną jesienią spotykamy się w przyjaznej nam od lat Bacówce na Brzance, aby podsumować dokonania naszych członków, posłuchać opowiadań z dalekich gór, oglądnąć filmy i zdjęcia a potem wziąć udział w programie artystyczno – rozrywkowym. Oczywiście przez cały wieczór towarzyszą nam dźwięki gitar oraz czasami innych instrumentów, w zależności od tego jaki talent do nas się przywlecze. 
          Takie też były i obchody naszego 30-to lecia. Żadne tam dyplomy, odznaczenia, przemówienia, symboliczne kwiatki – dobre to jest na „nizinach”.  A my, rano w piątek 22.11.2005 r. autobusem wyjechaliśmy do Kwiatonowic, gdzie w uroczo, na górskim grzbiecie położonym kościele parafialnym, tamtejszy proboszcz  a nasz kolega i nieoficjalny Kapelan Klubowy – ks. Emil, odprawił uroczystą mszę św. za wszystkich zmarłych członków naszego Klubu.
          Po krótkich odwiedzinach na plebanii i „plebańskim żurku” , bractwo zostało zawiezione do Szymbarku, skąd wyruszyło na pierwsze „zimowe” zdobywanie Maślanej Góry. Mimo mżawki w dolinach, góra przywitała nas piękną śnieżną czapą i słonecznymi widokami na panoramki pobliskich grzbietów górskich. Jednak nasi koledzy przebywający na niebieskich połoninach nie zawiedli. Z wysokich szczytów niebiańskich rozdmuchali chmury i dołączyli do nas. Chwała im za to. W zejściu zahaczyliśmy o rzadko odwiedzane  Beskidzkie Morskie Oko – małe zamarznięte o tej porze jeziorko, położone na stoku Maślanej Góry wśród lasu i dzikich urwisk osuwiska potoku Szklarka. Jeziorko powstało w 1784 r. w wyniku ruchów osuwiskowych, jakie miały tu miejsce kilkakrotnie aż do 1974 roku. Nienaturalne ukształtowanie terenu w okolicach jeziorka, zwałowiska ziemi, wypełnione wodą zagłębienia i strome krawędzie obrywu sięgające wysokości 20 m, czynią to miejsce wartym odwiedzenia.
          Część koleżeństwa, która nie wybrała się na Maślaną Górę, zwiedziła piękny kasztel w Szymbarku, skansen i kościółek oraz perełkę architektury drewnianej jaką jest kościół w Binarowej (niektórzy twierdzą , iż jest ładniejszy niż kościół w Dębnie Podhalańskim). Polecamy jego zwiedzenie, tym bardziej że z Tarnowa jest niedaleko . Kiedy obie grupy dotarły do Brzanki, czekały na nas już wazy pełne zupy gulaszowej. Wieczór, który przeciągnął się do próżnej nocy upłynął nam na pełnych humoru i dowcipów  wspominkach, pokazie starych orwowskich slajdów i zgadywaniu kto to jest ta piękna dziewczyna lub ten smukły facet. Furorę zrobił  zaprezentowany „poczet  klubowych prezesów „ . A było ci ich aż sześciu. Wszyscy piękni i młodzi. Przepraszam, była też i  Prezeska – wielka i odważna kobieta. Rano przed rozejściem wszyscy sobie życzyliśmy, dotrwania w nie zmienionym, a daj Boziu nawet zwiększonym składzie, spotkania się nie tylko na szlakach górskich i imprezach towarzyskich , ale również na następnych obchodach, okrągłego jubileuszu Klubu Górskiego Karpaty.
Daj nam to Stwórco Pięknych Gór.

                                                                     Anna Lorenowicz, 2006-01-09