„Duszą w górach zbłądziłem,
                                                                                                                          bo chciałem”
                                                                                                                                                  /T.Fojgt/

 

            Klubowe Zaduszki były w tym roku szczególne. W piękny październikowy dzień pożegnaliśmy w kościele i na cmentarzu w Mszanie Dolnej naszą wieloletnią Koleżankę z turystycznych, górskich, krajoznawczych i religijnych szlaków, Jadzię Malec-Człowieka-instytucję. PTTK w Azotach- to była Jadzia. Była Kimś Wyjątkowym. Pełna pasji, zawsze w ruchu, zawsze coś organizująca, pomagająca, wymagająca. Nie było lekko z panią Jadzią na wycieczkach. Kto by tam rezerwował czas i miejsce choćby na posiłki, szkoda czasu, czeka tyle nieznanych, nieodkrytych miejsc. Walczyła uparcie ze „słabościami” niektórych turystów. Kochała Boga, kochała ludzi, kochała góry.
           W kwiatonowickim kościele modliliśmy się za naszą Koleżankę przebywającą na niebieskich połoninach. W modlitwach wspominaliśmy również pozostałych Przyjaciół, którzy wcześniej odeszli na wędrówkę w Góry Pana.
           Po duchowym i cielesnym posiłku (żurek na „farze” smakuje jak nigdzie) wyruszamy na trasy, część w góry, część podziwiać zabytki Biecza.
           Góra Chełm wabiła nas już w czasie zeszłorocznego wejścia na Maślaną Górę, to jeden z najbardziej znanych szczytów malowniczych Gór Grybowskich, stanowiących zachodnią część Beskidu Niskiego. Podjeżdżamy do Ropy, skąd prowadzi szlak na górę o charakterystycznym kształcie i bardzo stromych zboczach. Początek podejścia rzeczywiście bardzo ostry, od razu górę, odczuwamy to w płucach, potem już łatwiej, powoli grzbietem na wierzchołek. Prześwietlone słońcem, bezlistne buki pozwalają patrzeć daleko, dostrzec krajobrazy niewidoczne wiosną i latem poprzez gęstwinę liści. Oczarowują fantastyczne kształty drzew, pozbawione liści zwracają uwagę na swoje najdziwniejsze konary. Rozkoszujemy się jesienną wędrówką, dochodzimy do Grybowa i już razem z koleżeństwem, które zwiedzało zabytki Biecza jedziemy do Jodłówki Tuchowskiej, by szybko dotrzeć na Brzankę.
            A tutaj jak zwykle radosny gwar, powitania, rozmowy, oczekiwanie na slajdowisko. Wraz z przesuwającymi się obrazami przenosimy się w bajkowy świat alpejskich szczytów. Biel szczytów, błękit nieba, a w dolinach cudowna zieleń i kwiaty-to wszystko zachwyca, rozbudza wyobraźnię. Podziwiamy naszych Przyjaciół, którzy raz po raz prezentują się na zdjęciach jako zdobywcy kolejnych alpejskich czterotysięczników. Szczególny podziw wzbudza Basia, która dotrzymuje kroku swojemu mężowi i kolegom w zdobywaniu kolejnych alpejskich szczytów. Wiem, że nie było lekko, że nie ma taryfy ulgowej dla kobiet/żon które pragną chodzić i wspinać w górach.
           Po uczcie duchowej czas jak zwykle na dobrą zupę gulaszową a potem na andrzejkowe bajania. Klubowa „młodzież” licząca sobie prawie jak leci każdy po „dziesiąt „ lat ochoczo wróży sobie z fantastycznych, woskowych kształtów. Najchętniej widzimy zarysy jakiś odległych kontynentów, wszystkim jeszcze marzą się podróże A po wróżbach dużo śpiewu, dobrego humoru, zabawy.
           Niedziela to powroty różnymi drogami. Alpejska trójka: Basia, Jasiek, Jano nie folgują sobie ani trochę: wyruszają piechotą z Brzanki do Tarnowa. Teraz już wiecie jak się robi kondycję na Alpy ? Te następne-w 2007r.
           Do zobaczenia na górskich szlakach!

                                                                                                                                   Jadwiga Romaniewska, 2006-12-20